Bonjour Paris


Ostatnie dni były spełnieniem części moich marzeń. Kocham podróżować, czy to na odległość 100 km, czy 2000 km. Niezależnie od ilości przebytych kilometrów, poznawanie nowych miejsc, zmiana otoczenia, jest dla mnie czymś niesamowitym, regenerującym - mimo, że od rana do wieczora jesteś na nogach i czujesz jak twoje nogi wchodzą ci w tylną część ciała. I tak było tym razem. Jestem totalnie wykończona, zmęczona, niewyspana - ale cholernie szczęśliwa. Bo byłam w jednym z miejsc "must be" na mojej liście, które musiałam odwiedzić. Na pewno nie uda mi się streścić tutaj wszystkiego, nie potrafię pokazać radości jaką dał mi ten wyjazd. A był tym wspanialszy, że z ukochanym przy boku i przyjaciółmi.

Byliśmy tylko 2 dni. Zbyt mało, żeby zwiedzić dokładnie te wszystkie wspaniałe miejsca w Paryżu. Jednak spięliśmy się i najważniejsze punkty zostały odhaczone. Z metrem nie było żadnego problemu, ani razu nie zabłądziliśmy (brawo dla naszego przewodnika <3) 
Punkt 9:15 wylądowaliśmy w Paris Beauvais. Lot był znośny, aczkolwiek nadal nie zmieniłam zdania i nie cierpię latać samolotami i siedzę podczas lotu jak na szpilkach. Jednak jest to dosyć szybki transport, a to mnie przekonuje. Wsiedliśmy w taksówkę i ruszyliśmy do centrum. 
Zameldowani - ruszamy w miasto. 




Pierwszym naszym celem była Katedra Notre Dame. Niestety nie udało nam się wejść do środka, nawet nie próbowaliśmy, musiałoby się to wiązać z tym, że w Luwrze mielibyśmy mniej czasu, a na nim zależało nam bardziej. 







Następna atrakcja - Luwr. Szłam tam głównie z myślą, żeby zobaczyć słynną Mona Lisę, naczekałam się, ale było warto. Nie z powodu kolejek, ale zostawiliśmy sobie najlepsze na koniec, a jak się okazało, na zwiedzanie Luwru potrzeba bardzo, bardzo dużo czasu. Zwiedzaliśmy go 5h, do samego zamknięcia. To i tak za mało, żeby wszystkiemu dokładnie się przyjrzeć.






Nie będę wrzucała wszystkich zdjęć z Luwru, jest tego masa, ekspozycja była tak ogromna, że nawet wszystkiego już nie pamiętam co tam zobaczyłam. Tyle wspaniałości!




 


Luwr zakończył nasz pierwszy dzień w Paryżu. Z racji tego, że byliśmy praktycznie 24h na nogach, wróciliśmy do hotelu i po prostu padliśmy. 


Następnego dnia w planach był Łuk Triumfalny, Wieża Eiffla i Wersal.



 

 






Pożegnalne selfie, wracamy do Polszy!

To zaledwie ułamek zdjęć z tej cudownej przygody, przywiozłam ponad 500 zdjęć z apartu i 800 z iphona, którego ukradła mi na cały wyjazd Ewa i robiła sobie co chwila selfie xD Wyjazd kosztował nas mnóstwo energii, od rana do wieczora byliśmy w drodze, zwiedzaliśmy, odpoczywaliśmy jedynie w kawiarniach. Moim największym zaskoczeniem było to, że w Paryżu jest więcej maców niż normalnych sklepów. Przebyliśmy naprawdę spory kawał drogi, żeby znaleźć normalny spożywczak. Jaka była radość, gdy w końcu do tego doszło! :D Kolejna rzecz - nigdy nie pytajcie Franzuzów, gdzie można zjeść żabie udka, przenigdy. Dlaczego? Bo ich nie jadają. xD Całe życie w kłamstwie! Co więcej - angielski zbyt wiele nie pomoże w tym kraju. Było to dosyć wkurzające i irytujące, gdzie nawet panie z informacji nie potrafiły odpowiedzieć na proste pytania zadane w języku angielskim. Jakiś koszmar. Jak kupowałam bagietki, musiałam posługiwać się językiem migowym... no ludzie... Mam jeszcze kilka zastrzeżeń co do tego kraju, aczkolwiek sam wyjazd, atrakcje - jak najbardziej na plus! A my planujemy już kolejną wycieczkę. :-) 



1 komentarz: