Opowiem Wam swoją historię piątek, lipca 20, 2018 PIĄTEK, 20 LIPIEC, 2018 Nie przypuszczałam, że będę mogła napisać kiedyś taki post. Udało się. Spełniłam swoje marzenie. Marzenie, o które walczyłam 4 lata, jeśli w sumie nie więcej licząc liceum. Jednak w liceum byłam jeszcze chyba zbyt mało dojrzała i nie rozumiałam czego powinnam od siebie wymagać wybierając taki a nie inny kierunek. Jak nie raz już to pisałam, byłam też w tym wszystkim zbyt pewna siebie. Później przeszłam w drugą skrajność, bo już całkowicie przestałam wierzyć w to, że mi się uda. Tylko w takim razie dlaczego próbowałam? Przez cały ten czas nie widziałam dla siebie innej drogi. Poszłam dla bezpieczeństwa (żeby mieć jakiś zawód związany z medycyną) na pielęgniarstwo. Z tej perspektywy cieszę się ogromnie, że je skończyłam. Podczas studiowania jednak nie zawsze cieszyły mnie te studia, częściej przyprawiały o mdłości. Same studia - bo okazało się, że praca wygląda zupełnie inaczej niż praktyki. Jest naprawdę ogromna przepaść. Gdyby nie pielęgniarstwo, nie poznałabym też moich przyjaciół, do których naprawdę się przywiązałam i którzy wiele dla mnie znaczą. Uważam też, że poznanie jak wygląda praca pielęgniarki, ułatwi mi pracę w przyszłości. Jestem dumna, że jestem pielęgniarką. Nie powiedziałam tego głośno, a w końcu bardzo pragnęłam w końcu to powiedzieć - dostałam się na lekarski. Nie chcę, żeby zabrzmiało to wyniośle (może kilka lat temu taki byłby właśnie tego cel), ale jestem z siebie cholernie dumna. Cieszę się, że w końcu moje godziny spędzone z nosem w książkach przyniosły efekt, bo chyba najbardziej byłoby mi przykro, że mimo ciężkiej pracy i tylu wyrzeczeń nic z tego by nie było. Ale wiecie co? Nie liczyłam na to, że się dostanę. Jeszcze inaczej - nie liczyłam, że w ogóle uda mi się poprawić maturę, szczególnie gdy zobaczyłam arkusze (biologia!) i ilość miejsca na rozpisywanie się przy zadaniach (sick). Byłam już kompletnie zrezygnowana, zmęczona. Marzyłam, żeby w końcu zakończyć rozdział w moim życiu związany z poprawianiem matur. Rok 2018 niezależnie od wyniku, miał być ostatnim rokiem moich starań. Ten rok naprawdę był wariacki. Poszłam do pracy, żeby mieć fundusze na korepetycje. Byłam przekonana, że kwestia poprzednich porażek nie leży w zbyt małej ilości nauki, ale w przekochanym kluczu maturalnym. No i jak widać, nie myliłam się. Nawet nie wiedziałam jak bardzo taki klucz jest... absurdalny? Żeby Wam to zobrazować - krótki przykład. Napisałam do zadania 5 linijek odpowiedzi. Moja korepetytorka stwierdziła, że pięknie to napisałam, ale niestety moje zadanie byłoby wyzerowane, bo zamiast napisać "przystosowanie organizmów do środowiska" napisałam "organizmy przystosowują SIĘ do środowiska". Za słowo "się" miałam przekreślone całe zadanie. :-) Dlatego strasznie cieszę się, że trafiłam na "czepialską" korepetytorkę, jestem jej ogromnie wdzięczna, że pomogła mi spełnić moje marzenie. Tak jak pisałam post temu - na korepetycje biegałam tuż po pracy. Przeważnie zawsze zmęczona, niewyspana. Ile razy chciałam zrezygnować z lekcji z tego powodu to nawet nie zliczę. Ale nigdy tego nie zrobiłam. Nieogarnięta, (czasem wygłodniała xD haha) biegłam na przystanek i jechałam na zajęcia. I dziękuję sama sobie, że nie poddawałam się i mimo wszystko dzielnie tam maszerowałam. Ile było dni kiedy po prostu siadałam i beczałam? Mnóstwo. Pierwsza porażka zabolała mnie najbardziej. Użalałam się nad sobą bardzo długo, ale doszłam do wniosku - ile tak można? Postanowiłam działać i zapisać się na poprawę. Druga porażka również była nieprzyjemna. Uważałam, że wystarczy uczyć się więcej niż w liceum (a w liceum nie uczyłam się prawie nic) i to wystarczy. Kolejne nie były już dużym zaskoczeniem, zaczęłam się przyzwyczajać, że z moich starań nic nie wychodzi. No i dałam sobie ostatnią szansę w tym roku. Stwierdziłam, że jeśli korepetycje mi nie pomogą, to nie mogę już nic więcej zrobić. Miałam już konkretne plany po kolejnej porażce, bo na nią się znów nastawiałam. Byłam na nią dobrze przygotowana. Kompletnie nie przygotowałam się na sukces, przez co byłam strasznie pogubiona i prawie nieprzygotowana na rekrutację. Koniec końców, udało się to ogarnąć. I nawet tak naprawdę nie miałam jeszcze kiedy ucieszyć się z tego wszystkiego. Może to śmieszne, ale w sumie to byłam przerażona całą sytuacją. Wszystkie moje bliskie osoby trzymały za mnie kciuki, wspierały mnie kiedy tego potrzebowałam, nie przestawali we mnie wierzyć. Można chyba powiedzieć, że wierzyli za mnie, że mi się uda. A to też było dla mnie bardzo ważne. Ogromnym skarbem jest mieć w swoim życiu właśnie takie osoby. Kocham ich szalenie. Nie wiem czy sobie poradzę na studiach. Wiem na pewno, że ze wszystkich sił będę starała się dawać z siebie wszystko. Te kilka lat naprawdę zmieniło mój charakter i sposób postrzegania świata. Jasne, nadal mam gdzieś te swoje cechy, które pozostaną niezmienne, jak choćby upartość i chore ambicje. Ale najważniejsze, że nie ma już tych negatywnych, z których teraz, z perspektywy czasu, nie jestem dumna. Życie staje się o wiele prostsze kiedy człowiek wyzbędzie się takich emocji jak chociażby zawiść i pycha. Widocznie nic nie dzieje się bez przyczyny. Podsumowując - jeśli naprawdę bardzo czegoś w życiu pragniecie - walczcie o to. Z sercem, ale przede wszystkim z rozsądkiem. Nie poddawajcie się, dopóki nie wykorzystacie każdej możliwej opcji. Nie będzie łatwo, a wręcz przeciwnie. Będzie cholernie ciężko. Będą chwile, że będziecie mieć dosyć. Będziecie mieć czasem wrażenie, że nic nie idzie po Waszej myśli, a raczej wszystko dzieję się na Waszą niekorzyść. Nawet może się zdarzyć, że usłyszycie parę ostrych słów od bliskich, nie mówiąc już o złośliwych komentarzach od osób obcych i wyśmiewania Was za plecami. Czasem będziecie w tym wszystkim sami. Ale tak naprawdę tylko od Was zależy, jak tym wszystkim pokierujecie. Nie róbcie też nic wbrew sobie. Jeśli czujecie, że mimo długotrwałej walki, wielu starań, nic z tego nie wychodzi, a nie macie siły na więcej i wiecie, że kolejne próby kompletnie by Was zniszczyły - odpuśćcie. A jeśli nie chcecie tego robić - dajcie sobie odpocząć. Jesteśmy dla siebie zdecydowanie zbyt surowi, zbyt wymagający i za mało wyrozumiali. *** Niedawno miałam przyjemność współpracować z dwiema wspaniałymi dziewczynami i stworzyć coś nowego. Jesteśmy bardzo zadowolone ze zdjęć i zapraszamy do ich obejrzenia ;-) mod. Paulina Pontek MUA Agnieszka Walczak (klik )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz